Przerzucam torbe przez ramie i udaje się w kierunku drzwi. Kładę swoją dłoń na klamce w celu otworzenia ich, ale przerywa mi krzyk mojej rodzicielki:
- A gdzie Ty się wybierasz moja panno? - spytała, choć i tak znała odpowiedź.
- Dobrze wiesz gdzie ide - warknęłam. Nacisnęłam klamkę od drzwi i z zamiarem wyjścia, ale ona szarpnęła mną tak, że odwróciłam się w jej strone.
- Nigdzie nie idziesz - syknęła.
- Zaraz się przekonamy - zadrwiłam.
- Nie pyskuj mi, tej wojny nie wygrasz, skarbie - powiedziała przesłodzonym głosem.
- Jeszcze zobaczymy - mruknęłam pod nosem. W pewniej chwili poczułam pieczenie na moim policzku. Zaczęłam się śmiać.
- Takimi ruchami nie wygrasz - zaśmiałam się i szybko wybiegłam z domu. Poczułam wode ściekają po policzkach. Łzy zasłaniały mi całą drogę. Przebiegając przez ulicę zatrzymałam się w celu zawiązania buta, co było ogromnym błędem. Wstając zauważyłam samochód pędzący w moją stronę. Byłam tak zszokowana, że nie byłam w stanie się ruszyć. Nagle ktoś pociagnął mnie za rękę i zepchnął z ulicy. Podniosłam głowę, aby zobaczyć osobę, która uratowała mi życie. Moim oczom ukazał się wysoki szatyn.
- Wszystko w porządku? Czemu płakałaś? Czemu stałaś na środku jezdni? Przecież mogło Ci się coś stać! - mówił szybko.
- Nie, nic nie jest w porządku, przepraszam, ale śpiesze się - rzekłam i pobiegłam w strone budynku, do którego miałam się udać. Wbiegłam do niego i po chwili zatrzymania podeszłam szybkim krokiem w strone recepcjii.
- W czym mogę pomóc? - spytała moja przyjaciółka patrząc w ekran komputera.
- To ja Fran - szepnęłam, na co dziewczyna podniosła głowę i uśmiechnęła się, ale po chwili uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Vilu, płakałaś? - spytała zmartwiona.
- Tak, ale to nie ważne, dasz mi klucz? - spytałam szybko.
- Tak, oczywiście, ale pamiętaj, rozmowa Cię nie ominie - powiedziała i pogroziła mi palcem.
- Tak, wiem - rzuciłam.
Dziewczyna podała mi klucz, a ja ruszyłam w kierunku drzwi, do których idealnie pasował. Włożyłam go do zamka i przekręciłam. Moim oczom ukazała się ogromna sala taneczna. Na przedniej i boczych ścianach zamontowane były lustra, do których były przymocowane drążki. Tylna ściana była koloru brzoskwiniowego. Z boku był umieszczony sprzęt do odtwarzania muzyki. Położyłam torbę na podłodze i wyjęłam z niej telefon. Podeszłam z nim do odtwarzacza, podłączyłam specialnym kabelkiem i puściłam playliste z moimi ulubionymi piosenkami do tańczenia. Zdjęłam moją bluzę i zaczęłam rozgrzewke. Naprawde nie mam ochoty jęczeć, że mam zakwasy. Po zakończeniu rozgrzewki postanowiłam zatańczyć układ, który niedawno ułożyłam. Włączyłam piosenke Skylar Grey -
Words i zatraciłam się w tańcu. Jest to jeden ze sposobów wyrażenia moich emocji. Wtedy czuje, że żyje w swoim świecie, jestem tylko ja i nikt inny. Moi rodzice nie akceptują tego co robie. Chcą, żebym przejęła po nich firme, ale ja chcę iść w kierunku tańca i dostać się na studia taneczne. Od czasu mojego sprzeciwu mój ojciec ma mnie gdzieś, a matka cały czas gada mi o firmie. To, że mnie uderzyła nie zdarzyło się po raz pierwszy. Przyzwyczaiłam się do takiego traktowania. Oni nie potrafią zrozumisć jak bardzo taniec jest dla mnie ważną rzeczą. To nieodłączalna część mojego życia, której nie zamierzam się pozbywać.
Wraz z końcem muzyki przestałam tańczyć. Nagle usłyszałam brawa. Spojrzałam się w stronę dochodzącego odgłosu i zobaczyłam tam tego samego chłopaka, któremu zawdzięczam to, że żyje.
- Pięknie tańczysz - powiedział i się uśmiechnął.
- Jak mnie tu znalazłeś? - spytałam lekko zdenerwowana.
- No wiesz, chciałem chwile poćwiczyć, ald recepcjonistka powiedziała mi, że ktoś już tu ćwiczy, więc postanowiłem poczekać. Niestety moja ciekawość była tak wielka, że musiałem zobaczyć kto tutaj tańczy no i tak jakoś wyszło - zaśmiał się.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - powiedziałam wyjmując z torby butelke wody i biorąc pare łyków.
- Możliwe możliwe - ponownie się zaśmiał.
- Dobra, to skoro przyszedłeś poćwiczyć, to ja się zbieram - rzekłam nakładając bluze.
- Możesz zostać, ja nie gryze - uśmiechnął się - tak w ogóle, to jestem Leon Verdas droga pani- powiedział podchodząc do mnie i wystawił w moją stronę rękę.
- Violetta Castillo drogi panie - podałam mu rękę i delikatnie się zaśmiałam.
- A właśnie, dziękuję, że mnie zepchnąłeś, uratowałeś mi życie - teraz to ja się zaśmiałam - naprawdę mega Ci dziękuję.
- Nie ma sprawy, lubie ratować niewiasty z opresji - znów ten perlisty śmiech. Bije od niego tyle pozytywniej energii.
- To co? Ćwiczysz? - spytałam zaciekawiona.
- Tak, już - odparł podchodząc do odtwarzacza w celu puszczenia muzyki. Leon zaczął się rozciągać, a ja podeszłam do urządzenia z którego właśnie leciała muzyka w poszukiwaniu telefonu, który po chwili znalazłam. Usiadłam pod ścianą i głupio gapiłam się w ekran telefonu z uśmiechem widząc zdjęcie mojego idola na tapecie. Leon to widocznie zauważył, bo skierował się w moją stronę.
- Co Ty się tak gapisz w ten telefon? - spytał zaciekawiony.
- Coś Ty taki ciekawski? - zaśmiałam się.
- A nie wiem, to czemu się tak gapisz? - powtórzył pytanie.
- No wiesz, zapewne większość dziewczyn w moim wieku ma swoich idoli, a ja właśnie mam swojego na tapecie - odpowiedziałam i pokazałam mu telefon.
- Hemmings? - zaśmiał się.
- Skąd wiesz? Myślałam, że chłopcy nie słuchają 5SOS - rzekłam będąc troche w szoku.
- Wiesz, jak się ma siostre, która gada Ci o nim cały czas to nie dziw się, że go rozpoznałem.
- W sumie racja - zachichotałam.
- Dlaczego wtedy płakałaś? - spytał.
- To nic wielkiego - szepnęłam i spuściłam głowę.
- Czasem małe problemy, stają się dużymi i nie potrafimy sobie z nimi poradzić - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam - to jak? Odpowiesz mi? - spytał z nadzieją.
- Kłótnia z mamą, tyle - odparłam obojętnie.
- Napewno? - upewnił się.
- Tak, a teraz wracaj do ćwiczenia, a nie się ociągasz! Ruchy, ruchy! - klapnęłam go w plecy.
- Ejejej, zważaj sobie - pogroził mi palcem i zaśmiał się. Chłopaj wstał i wystawił w moją stronę rękę.
- Chyba nie myślałaś, że będę tańczyć sam - uśmiechnął się co odwzajemniłam. Chwyciłam jego dłoń i wstałam. Poprowadził mnie na środek sali i oboje daliśmy się porwać lecącej muzyce. Leon zdecydowanie był świetnym partnerem do tańcach. Choć nie mieliśmy ułożonej choreografii, to wpasowywaliśmy się idealnie. Tańcząc z nim, czułam się tak, jakbym latała. Było zupełnie inaczej niż gdy to robiłam sama.
Gdy muzyka ucichła zatrzymaliśmy się, moją i jego twarz dzieliło zaledwie pare milimetrów. Spuściłam głowe, aby ukryć rumieńce na twarzy. Chłopak tylko się zaśmiał i uniósł mój podbródek ku górze.
- Ja wiedziałem, że umiem zawstydzić dziewczynę, ale żeby aż tak - powiedział w śmiechu, a ja walnęłam go z pięści w ramie.
- Ała, to mnie bolało, dziewczyno ty masz siłe słonia - jęczał, a ja postanowiłam mu jeszczs troszeczke dołożyć bólu i walnęłam go znów w to samo miejsce, na co zawył.
- Lepiej się już nie kompromituj, bo wylądujesz w szpitalu - usłyszeliśmy śmiech, który dochodził spod drzwi.
- Zgadzam się Fran - dziewczyna podeszła do nas i przybiła mi piątke.
- Czuje się pokrzywdzony - zaskomlał szatyn.
- Takie życie - wzruszyłam ramionami, a po chwili razem w Fran wybuchłyśmy śmiechem.
- Tak w ogóle, to świetnie wam wyszedł ten duet - rzekła Fran z uśmiechem.
- Zgadzam się - odparliśmy razem z Leonem i ponownie wybuchliśmy śmiechem.
- Nie obrazicie się, jeżeli wpisze was na liste? - spytała Francesca.
- Jaką liste? - spytał zdziwiony Leon.
- Co pare lat organizowane są mistrzostwa tańca. W tym roku przypada Buenos Aires, piszecie się na to ? - zapytała Fran.
- Mi to w zasadzie obojętne, zależy czu Viola się zgodzi - odpowiedział Leon patrząc na mnie swoimi paczadełkami. Czy mówiłam już, że on ma śliczne oczy? Jeśli nie, to jego oczy są cudne.
- No dobra, zgadzam się - szepnęłam, a chłopak zrobić coś czego się nie spodziewałam. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Poczułam jak po moim ciele przelewa się fala ciepła. Objęłam mocniej chłopaka i staliśmy tak pare minut.
Nagle usłyszeliśmy charakterystyczne dla robienia zdjęć pyknięcie. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Fran, która przeglądała zrobione zdjęcia. Patrzyliśmy na nią pytającym wzrokiem.
- No co? Musi być jakaś pamiątka, no nie? - powiedziała machając telefonem.
- Dobra gołąbeczki, ja spadam, bo Ludmiła chyba nie poradzi sobie dłużej w recepcji - powiedziała i wyszła.
Wygłupialiśmy się jeszcze dobre dwie godziny. Nasze wygłupy przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Szybkim krokiem udałam się w jego stronę i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
- Wracaj do domu! Natychmiast! - wrzeszczała matka.
- Po co ten pośpiech? Pali się czy co? - zaśmiałam się.
- Przychodzą do nas właściciele drugiej firmy, skarbie - znów ten przesłodzony głosik - dlatego masz być w domu za 5 minut! - wrzasnęła i rozłączyła się.
- Muszę już wracać - powiedziałam zakładając torbe na ramie.
- Odprowadze cię - odparł i uczynił to samo co ja.
- Nie trzeba, poradze sobie sama - odrzekłam.
- Zdaje sobie z tego sprawe, ale lepiej, żeby taka księżniczka miała przy sobie księcia, który uratuje ją z opresji - uśmiechnął się uroczo.
- Czy ty próbujesz mnie poderwać? - spytałam i wybuchłam śmiechem.
- Możliwe, możliwe - rzekł. Zachichotałam i pociągnęłam go za rękę. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyliśmy w strone recepcji w celu oddania klucza. Pożegnałam się z Fran i udaliśmy się w stronę mojego domu. Przez całą drogę tematy do rozmów nam się nie kończyły. Poznałam go lepiej i jest naprawde świetną osobą.
- To tutaj, dziękuję za odprowadzenie mnie - stanęłam na przeciwko niego patrząc w dwa szmaragdy.
- Nie ma za co, to co, kiedy próba? - zaśmiał się.
- Jutro, godzina 12:00, wiesz gdzie - uśmiechnęłam się.
- Dobra, ja już spadam, cześć! - powiedział i musnął mój policzek i odbiegł, zapewne w strone swojego domu.
- Cześć - szepnęłam i złapałam się za policzek na którym przed chwilą spoczywały usta szatyna. Lubie go, bardzo. Mimo naszej krótkie znajomości, zdążył już sobie u mnie zapunktować. Weszłam jak najciszej do domu, aby uniknąć sprzeczek z matką.
- Za 30 minut przychodzą goście, radze Ci się pośpieszyć - zaśmiała się chytrze.
- Dzięki za informacje - rzuciłam odchodnie i pobiegłam gorzejne swojego pokoju.
Ubrałam miętową sukienkę, a do tego czarne szpilki. Udałam się do łazienki w celu zrobienia makijażu. Następnie podkręciłam włosy i wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Jest mi naprawde źle z tym, że kłóce się z mamą, a do ojca się praktycznie wcale nie odzywam. Ale to ich wina, że nie akceptują mojej pasji. Może faktycznie powinnam przejąć tą firme? Może połączyłabym to w jakiś sposób z tańcem? Nie wiem, mam już kompletny mętlik w głowie.
Moje przemyślenia przerwał mi dzwonek do drzwi. Moja rodzicielka pędzem do nich pobiegła i otworzyła je tak, aby każdy mógł swobodnie wejść.
- Viola? - spytał jeden z gości.
- Leon? Co ty tu robisz? - podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Tak jakoś wyszło, że moi rodzice poinformowali mnie zaledwie 15 minut przed wyjściem o kolacji i ogarnąłem się szybko, no i jestem - uśmiechnął się.
- Przynajmniej będę miała kogoś do towarzystwa - zaśmiałam się.
- Zapraszam do stołu! - krzyknęła z kuchni moja matka, a my udaliśmy się w strone jadalni.
Kolacja minęła szybko i przyjemnie. W sumie, zawsze mogło być gorzej.
- To jak się poznaliście? - spytała mama Verdasa.
- Tak właściwie to dzisiaj. W zasadzie gdyby nie Leon, nie byłoby mnie tutaj - słabo się uśmiechnęłam.
- Dlaczego miałoby Cię nie być? - spytała tym razem moja matka.
- Tak jakby mało co nie wpadłam pod samochód - spuściłam głowę. Była zupełna cisza.
- Violu, czy mogę Cię na chwilke prosić? - spytała moja rodzicielka, na co kiwnęłam głową.
Udałyśmy się do kuchni. Zatrzymałyśmy się przy blacie. Nastała cisza, którą ona przerwała.
- To po tej kłótni, prawda? - zapytała.
- Tak - spuściłam głowę.
- Mamo... - zaczęłam - tak sobie dzisiaj myślałam i... I ja mogę przejąć tą firme... - szepnęłam, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- A co z tańcem?
- Nie wiem. Kocham to robić, ale jak będę miała firme, to nie będę miała czasu na próby - ponownie spuściłam głowę.
- Vilu... Co ty na założenie akademii tańca? Zawsze możesz do pracować do 15:00, a potem prowadzić zajęcia albo trenować, co ty na to? - spytała z nadzieją, a ja się szeroko uśmiechnęłam i rzuciłam się jej na szyje.
- Dziękuję - szepnęłam jej do ucha.
- Przepraszam, że cię uderzyłam, działałam pod wpływem emocji - powiedziała skruszona.
- Nic się nie stało, widzisz? Nic nie widać - wskazałam na policzek, po czym ją przytuliłam i powróciłyśmy do jadalni. Wchodząc do niej czułam na sobie wzrok Leona. Spojrzałam się w jego strone i uśmiechnęłam co odwzajemnił i zajęłam miejsce obok niego.
- Wcześniej nie zdążyłem Ci tego powiedzieć, ale ślicznie wyglądasz - szepnął mi do ucha, a moja twarz pokrył delikatny rumieniec.
- Dziękuję, ty tez - odszepnęłam mu.
- Ja też ślicznie wyglądam? - zaśmiał się.
- Wiesz o co mi chodzi - moją twarz oblał jeszcze większy rumieniec. Spuściłam głowę, a on się zaśmiał.
- Do twarzy ci w czerwonym, pomidorku - zarechotał, a ja walnęłam go w ramie.
- Ej no, ja mam tam siniaka i to przez ciebie - zajęczał.
- Violu, weź Leona na góre - powiedziała patrząc na mnie i tego idiote moja mama.
- Dobrze - wstałam i odsunęłam krzesło, co uczynił też Leon. Ruszyłam w stronę schodów, a on za mną. Gdy dotarliśmy do mojego pokoju nacisnęłam klamkę i ukazało się tam moje królestwo.
- Ładny pokój - zaśmiał się.
- Bo mój - rzekłam dumnie.
- Skromnisia - mruknął, a ja się zaśmiałam.
- Jak zawsze - zachichotałam.Ten idiota tylko rzucił się na łóżko, a ja wpadłam w jeszcze większy śmiech.
- Masz mięciutkie łóżeczko - stwierdził.
- Jakbym tego nie wiedziała, wiesz śpie na nim już ze 4 lata i zdążyłam sobie zdać z tego sprawę - rzekłam. Położyłam się obok niego na brzuchu. zdejmując wcześniej buty. Postanowiłam się pobawić jego delikatnymi i mieciutkimi włosami.
- Fajna zabawa ? - zapytał ze śmiechem.
- Oczywiście - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Leżelismy tak chwile w cichy, którą przerwałam:
- Leon? - spytałam niepewnie.
- Tak?
- Mogę się do ciebie przytulić? - spytałam nieśmiało.
- Mnie nie musisz się pytać o pozwolenie, chodź tu do mnie - powiedział ochoczo, a ja przysunęłam się do niego i wtuliłam. Moje oczy zaczęły się powoli zamykać i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
~*~
Elo, melo, trzy, dwa, zero!
Wiem, ja wiem, miała wstawić przedwczoraj i wczoraj rozdział, ale siostra u mnie była i nie miałam zbytnio czasu:/ Za to macie dzisiaj pierwszą część OS, dzisiaj będzie jeszcze rozdział, a jutro druga część!
Besos xx
Lil ly