niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 3





- Leon ? - spytałam ze zdziwieniem i przerażeniem w głosie. Nie widziałam go 2 lata. Cholerne 2 lata. Przyjrzałam się mu. Zmienił się. Teraz jego idealna fryzura była podniesiona ku górze. Jego sylwetka była bardziej wysportowana, widać, że nie unika siłowni. Był ubrany w czarny garitur. Spojrzałam na jego twarz i mój wzrok utkwił w jego oczach. Wcale się nie zmieniły. Widać było w nich zdziwienie, szczęście i miłośc ? Napewno nie do mnie. Spuściłam wzrok na jego usta, które same prosiły się o ich muśnięcie. Violetta, opanuj się. 
- Co ty tu robisz ? - powiedział z uśmiechem. O nie, drugi raz nie nabiore się na ten uśmieszek Verdas, nie tym razem.
- Mieszkam - powiedziałam z kpiną w głosie.
- Zmieniłaś się - powiedział widocznie zawiedziony.
- A co, miałam wiecznie udawać bezbronną dziewczynkę, którą każdy może pomiatać i ranić ? - powiedziałam z sarkazmem.
- Nie to miałem na myśli - mruknął.
- A ty co tutaj robisz ? - spytałam. Czemu jak zaczęło mi się już układać, on musiał się tutaj pojawić ? I tak wystarczająco dużo się przez niego nacierpiałam. Naprawde nie chcę powtórki z rozrywki. Całe dnie leżałam w łóżku, nic nie jadłam i nic nie piła tylko otoczona górą chusteczek płakałam przez tego idiote. Nie wybaczyłam mu tego co zrobił. To było jak wbicie noża w plecy. Cholernie bolało, niedawno przestało, a teraz wspomnienia wróciły.
- To samo co ty, mieszkam tu oraz pracuje w firmie mojego ojca, którą już niedługo przekazuje mnie - znowu się uśmiechnął. Kurwa Verdas, przestań.
- Oo, to... Fajnie  - szepnęłam. Zrobiła się pomiędzy nami niezręczna sytuacja. Nagle poczułam, że lece w przód co spowodował chłopak jadący na deskorolce. Zamknęłam oczy myśląc, że upadne, lecz poczułam się jakby latała. Na swoich plecach czułam delikatne dłonie. Otworzyłam oczy i ujrzałam szmaragdowe oczy wywiercające dziurę w moich tęczówkach. Przełknęłam głośno ślinę widząc jak szatyn się do mnie przybliża. Jednak ja szybko podniosłam się do pionu. 
- Dziękuję, że mnie złapałeś - rzekłam nie patrząc w jego oczy. Nie chce znowu w nich tonąć. Nie tym razem. 
- To czysta przyjemność - szepnął.
- Przepraszam, ale muszę już iść - powiedziałam udając, że gdzieś się wybieram. Odwróciłam się na pięcie, ale Leon złapał mnie za rękę i pociągnął co spowodowało moje obrócenie się. 
- Spotkamy się jeszcze ? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie wiem Leon - szepnęłam i spuściłam głowę.
- Najlepiej będzie jeżeli zapomnimy o tym spotkaniu - wyrwałam mu się z uścisku dłoni. Uciekłam. Zrobiłam to samo co 2 lata temu. Do oczu napłynęły mi łzy. Ale czy napewno łzy smutku ? Płakałam, bo byłam szczęśliwa przez to, że on tutaj jest, ale płakałam też dlatego, że boje się, że on znów to zrobi, że znów mnie zrani tak jak kiedyś. Nie mogę już myśleć ani o nim, ani o mojej przeszłości, bo inaczej wykończe się psychicznie. Będąc już w domu poszłam do sypialni i pogrążyłam się w głębokim śnie.

                                                                            ~*~ 

Powolnym, ale wesołym krokiem szłam na miejsce spotkania z Leonem. Wiatr muskał moją twarz, a ja przyglądałam się opadającym liściom z drzew. No tak. Wakacje się kończą. Nadchodzi nowy etap w moim jak i w życiu moich przyjaciół. Każdy idzie swoją ścieżką. Boję się, że kiedyś rozjedziemy się po świecie i już się nie zobaczymy. Gdy tak szłam zobaczyłam dwie znajome mi postacie. Podeszłam bliżej, żeby dobrze im się przyjrzeć. Nie. Nie wierze. Łzy napłynęły mi do oczu. Odwróciłam się i odbiegłam nic nie widząc, ponieważ łzy zamazywały mi drogę ucieczki. Słyszałam jeszcze nawoływanie swojego imienia przez Leona, ale nie reagował. Myślałam, że on mnie kocha. Najwyraźniej, myliłam się. On był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Kochałam go. Poprawka, nadal go kocham.Dotarłam do domu i bez słowa ruszyłam do swojego pokoju, który zamknęłam na klucz. Przesiedziałam w nim reszte dnia marnując tony chusteczek porozwalanych po moim pokoju. Ze zmęczenia zapadłam w głęboki sen.

                                                   ~*~

Gwałtownie podniosłam się ze łzami w oczach. No tak. Wrócił on, wróciły wspomnienia. Dlaczego akurat teraz kiedy wszystko mi się układało on musiał wrócić i wszystko zburzyć ? Wszystko szło już tak dobrze, ale nie. Pan Leon Verdas jak zwykle wszystko spieprzył. Jak zwykle zresztą.
Postawiłam stopy na miękkim kremowych dywanie i ruszyłam w strone kuchni w celu przygotowania śniadania. Następnie wzięłam prysznic. Chwila. Przecież dziś jest sobota, czyli to dzisiaj musze iść na tą kolacje biznesową. Świetnie. Ubrałam luźne spodnie dresowe, bluzke na grubych ramiączkach i związałam włosy w luźnego koka. Skoro dzisiaj nie ide do pracy, to z chęcią zrobie sobie dzień lenia. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Po długisz poszukiwaniach znalazłam jakieś romansidło. Peter mówi Luizie, że ja kocha. Hah, kłamstwo. Mężczyźni to debile. Nie potrafią kochać, ale ranienie wychodzi im najlepiej. Najpierw manipulują, owijają sobie wokół palca, a potem albo zostawiają, albo zdradzają. Żałosne. Luiza, ty idiotko ! No i po co się zgodziłaś zostać jego dziewczyną ?! Dobra, ten serial zaczyna mi juz działać na nerwy. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na zegarek. 15:57.Dobra, to czas najwyższy szykować się na tą kolacje. Otworzyłam drzwi do mojej sypialni i skierowałam się w strone garderoby. Wybrałam czarną, rozkloszowaną sukienkę i czarne szpilki. Potem zrobiłam delikatny makijaż, a moje usta podkreśliłam krwiście, czerwoną szminką. Włosy ropuściłam i potraktowałam lokówką. Podeszłam do dużego lustra znajdującego się na środku korytarza. Idealnie. Założyłam płaszcz, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Ruszyłam w strone samochodu, wsiadłam do niego i odpaliłam go. Jechałam ok.15 minut. Gdy dojechałam zaparkowałam na zajeździe i szybkim krokiem ruszyłam do domu moich rodziców. Zapukałam. Otworzyła mi moja rodzicielka z promiennym uśmiechem.
-Witaj Skarbie - powiedziała i mocno przytuliła mnie do swojej piersi. 
- Cześc mamo.
- Pięknie wyglądasz - rzekła zachwycona. 
- Doskonale wiesz, że ty i tak o wiele lepiej - powiedziałam. Moja mama ubiera się zawsze lepiej ode mnie. Seledynowa sukienka z przedłużonym tyłem prezentowała się idealnie z kremowymi czółenkami. 
Jej włosy zostały spięte na bok, a delikatny makijaz bardzo ja odmładzał. 
- Oj, przestań - powiedziała uśmiechając się. 
- Chodź już do kuchni, goście jeszcze nie przybyli, ale Federico z Ludmiłą już zjawili.
- Dobrze - rzekłam i ruszyłam w strone jadalni. Ludmiła widząc mnie wstała gwałtownie z krzesła i mnie przytuliła.
- Cześć Vils ! - krzyknęła.
- Hejka Lu - szepnęłam. Ludmiła to bardzo wybuchowa osoba. Ona nie potrafi powiedzieć czegoś normalnym tonem głosy, tylko musi się drzeć. Ale i tak kocham tą wariatke. Przywitałam się z Fede buziakiem w policzek. Nagle do kuchni wszedł ojciec. Na mój widok podszedł do mnie, lecz się odsunęłam.
- Witaj córciu - powiedział.
- Cześć ojczulku - rzekłam z kpiną w głosie. Niech wie, że on nigdy nie wygra tej wojny. Jedyną osobą, która może tego dokonać jestem ja. 
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
- Pójde otworzyć - szybkim krokiem podeszłam do drzwi i delikatnie je otworzyłam. Nie mogłam uwierzyć w to co ujrzałam. Nie no znowu. Czy on mnie prześladuje ? Cudownie.

                                                                ~*~
Witam was w ten sobotni wieczór!
Tak jak obiecałam, dzisiaj pojawił się rozdział. Szczerze mówiąc, to mysłałam, że go dzisiaj nie wstawie, bo byłam w Warszawie na występie z chórem. Było naprawde supi!
A jednak Leon. Możecie zgadywać z kim ten idiota zdradził Vilu, ale nie skapniecie się XD Radze wam zajrzeć do zakładki Bohaterowie, bo tam jest dużo informacji. Ciekawe kto odwiedzi rodzinke Castillo xd Nie wiem. Znaczy ja wiem, ale ćsii XD 
Przepraszam was za wszelkie błędy, ale pisałam to mega szybko xd
W każdym razie komentujcie, bo każdy komentarz sprawia, że na mojej buźce pojawia się uśmiech:)))
No i dobrej nocki życze XD
Lil ly

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 2




Ścierałam łzy, które kreślą drogę na moich policzka pozostawiając po sobie czarny ślad z makijażu.
Nagle słysze głos bardzo dobrze znanej mi osoby. To ona.
- Violetta ! - krzyczała. Uznałam, że przydałoby się otworzyć drzwi, Ludmiła jest w stanie wywarzyć drzwi. Nie wiem jak ona to robi, ale potrafiłaby to zrobić, nawet w szpilkach. Przekręcam zamek w drzwiach, a blondynka wbiegła i jednym ruchem przytuliła mnie di swojej piersi. 
- Co się stało Vilu ? - szepnęła. Ona mnie zna jak nikt inny, no może poza Fede. I nim. Odgoniłam od siebie ta myśl. Jego już tu nie ma. Tutaj nie, ale w Twoim sercu tak. Kurwa. Zajebiście. Znowu o nim myśle. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, a Ludmiła jeszcze mocniej ścisnęła moje ciało.
- Ojciec... - zachlipiałam.
- Violu, tak nie może być - powiedziała stanowczo.
- Ale co ja mam zrobić ? Mamie nie powiem, bo co ona zrobi ? Nic ! Ludmiła, zrozum ! Nic nie da się zrobić ! On już zawsze zostanie taką świnią - wybuchłam i jeszcze bardziej zaniosłam się płaczem.
- Vils, wstawaj. Bierz się w garść. Poprawiamy makijaż, a Ty wychodzisz z tej łazienki dumna jak paw - zarządziła.
- A i nie przejmuj się tym dupkiem. Powien w końcu zrozumieć, że ma wspaniałe dzieci - rzekła, a mi się zrobiło ciepło na sercu.
- Dzięki Lu, jesteś najlepsza - przytuliłam ją. Dobrze, że ją mam. Bez niej naprawdę nie dałabym rady. Mimo tego co kiedyś się działo, dzisiaj jest dla mnie jak siostra. Jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Kiedyś było ich więcej, ale to już przeszłość. Ona nie wróci. Mylisz się. Szybko odgoniłam od siebie ta myśl. 
Dziewczyna pomogła mi wstać i poprawiła mi makijaż. Ona naprawde potrafi pomalować mnie idealnie. Idealnie robione kreski eyelinerem są dokładne co do milimetra, naprawdę nie wiem jak ona je robi. 
Wychodzimy z łazienki i przedzieramy się przez tłum pracowników CastilloCompany.
Jestem z siebie dumna, zawsze prowadziłam ta firme tak, aby wszystko dopracowane i najwyraźniej mi się udało. Gdy doszłyśmy do mojego gabinetu delikatnie nacisnęłam srebrną klamkę, a przed moimi oczami pojawiła się postać mojego brata, który siedział na kanapie oparty łokciami na swoich kolanach i z dłońmi na twarzy. Szybkim krokiem podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Potrzebował tego, potrzebował osoby, która go zrozumie, która przeżyła to samo co on. Padło na mnie. I szczerze, to ciesze się z tego. Uwielbiam pomagać ludziom, a szczególnie moim bliskim.
- Będzie dobrze - szepnęłam, chociaż sama w to nie wierzyłam.
- Wiem to - rzekł i wstał. Zaczął chodzić po pomieszczeniu i rozmyślać, a my z blondynką patrzyłyśmy się na niego ze zdziwieniem i jednocześnie zmartwieniem. W końcu podszedł do biurka i oparł się o jego krawędź.
- Ojciec chce, żebyśmy jutro zjawili się na jakiejś kolacji, ponieważ przychodzą jego dobrzy znajomi i chcą się zjednoczyć - wydusił z siebie.
- Czekaj, jak to chcą się zjednoczyć ? - spytałam ostrożnie. Brunet westchnął.
- Chcą połączyć firmy - powiedział delikatnie, wiedząc jak zareaguje.
- Że co prosze ?! - krzyknęłam wściekła.
- Viole... - zaczęła Ludmiła.
- Ludmiła, nie przerywaj mi ! - warknęłam.
- Ta firma jest moja do cholery i to ja powinnam podejmować wszelkie decyzje związane z nią ! - wrzasnęłam. Byłam wściekła. Najpierw German oddaje mi firme, a potem bez mojej zgody chce ją zjednoczyć z inną ? O nie, ja tego tak nie zostawie.
- Violetta, słuchaj - rzekł stanowczo Fede.
- Firma jest Twoja, ale to ojciec ją stworzył oraz rozkręcił i on ma prawo do podejmowania decyzji.
- Tak ?! I co, teraz trzymasz jego stronę ?! Myślałam, że jesteśmy rodzeństwem, zawsze trzymaliśmy się razem i byliśmy Vilu&Fede, a nie Vilu  i  Fede - powiedziałam ze łzami w oczach. Cholera. Znowu płacze. I znowu będę wygladałak potwór. Zajebiście. Federico tylko westchnął, podszedł do mnie i przytrzymał za ramiona.
- Vils, my nadal jesteśmy w jednej drużynie i zawsze tak będzie. Ale musisz zrozumieć, że on to robi dla dobra firmy. Korporacja jego znajomych jest znana na całym świecie i gdy połączymy siły nikt nas już nie pobije, rozumiesz ? - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Rozumiem... - szepnęłam zrezygnowana.
- To co, zgadasz się ? - spytał z nadzieją.
- Tak - rzekłam, a mój brat odetchnął z ulgą.
- To wspaniale ! - krzyknął Fede, podniósł mnie i obkręcił. 
- Zgadzam się tylko pod warunkiem, że Ludmiła pójdzie ze mną na tą kolacje - powiedziałam stanowczo. Spojrzałam na dziewczyne, a ona momentalnie zbladła.
- Vilu, bardzo bym chciała pójść, ale ja nie należe do tej rodziny... - szepnęła. Podeszłam do niej i przytuliłam ją.
- Słuchaj, dla mnie jesteś jak siostra, w dupie mam to co powie ojciec, chce, żebyś tam była i mnie wspierała - rzekłam z uśmiechem, który odwzajemniła. 
- No dobrze, w takim razie się zgadzam - powiedziała poszerzając swój uśmiech, q ja pisnęłam i najmocniej jak mogłam ją przytuliłam.
- To co Fede ? Ludmi może iść z nami, prawda ? - spytałam robiąc słodkie oczka.
- Skoro się zgadza, to oczywiście, że tak - rzekł z uśmiechem patrząc się na blondynke, a ona się zarumieniła. Oho, coś tu się kroi. W takim razie trzeba będzie podjądź plan "Swatka Ludmi i Federa". Uśmiechnęłam się chytro i potarłam swoje ręce. Teraz tylko trzeba zrobić tak, aby oni nic nie podejrzewali.
- Vilu, co Ty kombinujesz ? - spytała z zaciekawieniem Lu.
- Ja ? Nic - odpowiedziałam bładząc wzrokiem po pokoju.
- Mała, Lu ma racje, ty zawsze tak wygladasz jak masz jakiś plan - wtrącił się Fede. 
- Dobra, nieważne - machnęłam ręką.
- Kochani muszę już iść, za 30 min zaczynam prace - powiedziała dziewczyna.
- Ludmi, a może chciałabyś tutaj pracować ? Akurat szukam asystentki i myśle, że wpasowywujesz się tutaj idealnie - rzekł brunet i się lekko zaczerwienił. Wow. Jeszcze nigdy nie widziałam jak Fede sie rumienił. Coś musi być na rzeczy.
- Naprawdę ? - blondynka rozpromieniła się.
- Oczywiście, że tak - rzekł.
- No dobrze, w takim razie dzisiaj napisze wypowiedzenie - szepnęła i spuściła głowe. Założe się, że ona się rumieni. Co tu się do cholery wyprawia ? Ale to jest piękne patrzeć jak Twoja najlepsza przyjaciółka i Twój brat to takie dwa słodkie gołąbeczki. 
- W takim razie zaczynasz od jutra - uśmiechnął się mrugnął do niej, a dziewczyna jeszcze bardziej poczerwieniała. Zachowują się, jakby mnie tu nie było. Ahh, ale co poradzisz ? Tacy są zakochani, nie widzą świata  sobą. Tak jest i w ich przypadku. Muszę potem koniecznie pogadać z Lu. W sumie z Federem też. Będzie z nich wspaniała para ! 
- Dobra gołąbeczki, ja ide już do domu, bo i tak już dzisiaj nic nie zrobie - rzekłam z uśmiechem, a zakochańcy zmierzyli mnie wzrokiem. Podeszłam do Fede i musnęłam jego policzek. Do Ludmi się przytuliłam i wyszłam z mojego gabinetu. A właśnie. Czemu oni są w moim gabinecie ? Wróciłam się tam i co zobaczyłam ? Fede i Lu się całują.
- Przepraszam, że przerwam tą słodką chwile, ale przenieście się prosze do gabinetu Fede - powiedziałam, a oni odskoczyli od siebie. Lu wyglądała jak pomidor, a Feder najwyraźniej był oszołomiony całą sytuacją. Spojrzałam na nich z rozbawieniem.
- Dobra, w takim razie my już wychodzimy - powiedział brunet i pociągną blondynke za dłoń. Westchnęłam. Ciesze się, że im się układa. Ja nie miałam faceta odkąd wyleciałam z Buenos Aires.  On za bardzo zranił moje serce. Potłukł sie na miliony kawałeczków i tylko On może jest pozbierać. Violetta znowu i Nim myślisz.
Wyszłam z gabinetu i włożyłam klucz to drzwi. Przekręciłam go i zwinnym krokiem doszłam do windy. Ugh. Znowu ta wnerwiająca muzyczka. Szybkim krokiem udałam się w kierunku drzwi i wyszłam z firmy. Teraz w Nowym Yorku jest godzina szczytu, dlatego nie opłaca mi się zamawiać taksówki. Spacerując dostrzegam atuty tego wspaniałego miasta. Wysokie budynki, wszędzie samochody, duży tłok, a przede wszystkim moje ulubione żółte taksówki. Te miasto nigdy nie śpi. Tu jest ciągły ruch. Dlatego tak bardzo mnie ono zafascynowało. Rozglądając się nie zauważyłam przechodnia na którego wpadłam. 
- Bardzo panią przepraszam, wszystko dobrze ? - mówi speszony
- Spokojnie, jest okej - powiedziałam i spojrzałam w jego oczy. Już je gdzieś widziałam. Przygladaliśmy się sobie, aż w końcu szatyn rzekł.
- Violetta ? - spytał z niedowierzaniem. Byłam w szoku. Te szmaragdowe oczy, które działały na mnie kojąco i hipnotyzowały mnie codziennie dwa lata temu. Ten wspaniały głos, który dawał mi siłę do walki, którego nigdy nie zapomniałam. To On.

                                                                            ~*~
Witam!
Nareszcie skończyłam pisać ten rozdział.
Mam już całe opowiadanie zaplanowane,
Jak myślicie, kim jest On ?
V, wspomniała o nim już kolejny raz.
No ciekawe kto to xd
Następny rozdział POWINIEN pojawić się w następną sobotę.

Zapraszam do komentowania, ponieważ widze, że bardzo dużo osób wbija na tego bloga, a wcale nie komentuje.To dla mnie motywacja do dalszego działania.
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał :*
W takim razie żegnam! :*

Lil ly
EDIT: Zapraszam do zakładki Bohaterowie 

Theme by Violett